Marta i Michał - wesele w Skaczącym Młynie
Przyjechaliśmy na miejsce kilkanaście minut wcześniej. Zresztą jak zwykle. Żeby się rozejrzeć po okolicy, poznać teren. W Skaczącym Młynie byliśmy pierwszy raz, więc tym bardziej nam zależało na tym. Całość przygotowań oraz impreza miały odbyć się na miejscu, ceremonia w kościele nieopodal. Z naszej strony lekki stres - Michał - nasz Pan Młody, jest fotografem ślubnym. Mimo, że bardzo często fotografujemy innych fotografów to chyba nigdy nie przestanie nas to stresować. Z drugiej strony natomiast ... pełen luz. Marta (Pani Młoda) spokojnie poddawała się make-upowi. Michał w tym czasie zajmował się ich dzieckiem i przyjeżdżającymi gośćmi.
Na ceremonie musieliśmy podjechać kilka kilometrów dalej... my naszym plaskaczem .... młodzi obiektem naszej odwiecznej zazdrości, czyli Mustangiem. Zawsze chcieliśmy kupić własnego, ale zawsze jakoś plany w ostatniej chwili się zmieniały ;)
Pogoda tego dnia była cudowna, ciepło i słonecznie, ale nie upalnie. Życzenia na świeżym powietrzu to jeden z pomysłów, które lubimy najbardziej. Do tego fajna okolicy wokół Skaczącego Młyna fantastycznie uzupełniła całość uroczystości. Kiedy pierwszym tańcem rozpoczęła się zabawa .... parkiet był wciąż pełny. To było jedno z tych wesel, gdzie nie chce Ci się wychodzić z pracy .... i tak właśnie było ... robiliśmy nadgodziny ;)
Komentarze
Łukasz Popielarz Fotografia
Zacny materiał